sobota, 18 maja 2013

Rozdział VIII - Motel

~ Perspektywa Erik ~

Wciąż biegłem. Miałem co raz mniej siły. Były małe szanse, że dożyje następnego dnia. Smutne bardzo. Te uliczki były jak labirynt. Wbiegając do jednej tak na prawdę, wbiegałem znowu, w to bagno. Nie było tu żadnej żywej duszy. Słysząc kroki zatrzymałem się. Prześladowczyni zrobiła to samo.

- Kochanie, po co się ukrywasz? - powiedziała figlarnie - I tak cię znajdę - zaśmiała się.

Bałem się tej zmienności. Raz była tą dawną jak i prawdziwą Aną, a teraz . . . podłym potworem, którego cieszyło zabijanie, strach, no i oczywiście krew.
Z nadzieją skręciłem na rogu trafiając na skrzyżowanie gdzie było pełno aut. Westchnąłem. Chyba tu mi nic nie zrobi prawda? Zobaczyłem ją wyłaniającą się z ciemnej uliczki. Miała te swoje czerwone oczy. Poruszała się zabójczo... Można by nawet powiedzieć, że coś w tych jej ruchach było 
seksownego...

Nie, stop! Po co ja o tym myślę, w takiej chwili?! Otrząsnąwszy się pobiegłem przez ulicę. Kierowcy trąbili i wrzeszczeli, że mam nie po kolei, w głowie. To się nazywa tolerancja dla pokrzywdzonego! Uśmiechnąłem się, wchodząc na chodnik drugiej strony jezdni. Nie trwało to długo, gdyż Any nie było nigdzie... Na pewno tak po prostu sobie nie odpuściła. Chwila, to ten motel. Szybkim krokiem spojrzałem na ten zabytek czterokołowy. Nigdy bym nie pomyślał, że się ucieszę na widok tego starego rzęcha! Gdzie one są? Co jeśli ten popapraniec ich złapał.

- Co tak stoisz jak ostatni półgłówek świata! - krzyknęła Alex.

- Alex! - pobiegłem do niej zadyszany z uśmiechem - Nigdy, w życiu się nie cieszyłem na twój widok, a teraz? Jestem prawie, że najszczęśliwszym facetem na świecie - przytuliłem ją. To był gest można powiedzieć pełen rozpaczy, że dziś nie zginiemy. Hura!

- Gdzie Lucy? 

- W swoim pokoju - odpowiedziała zszokowana na moje słowa i reakcje. - Dla ciebie też zamówiliśmy pokój - wyjęła z kieszeni klucz kiwając nim.

Pociągnęła mnie za sobą prowadząc gdzieś, w głąb budynku. Otworzyła jakieś drzwi zapalając światło. W pokoju było jednoosobowe łóżko, telewizor i mały stoliczek. Ściany były obdarte. Sam ten pokój wywoływał u mnie dreszcze. Oczywiście się nie bałem...

- Oto i twój apartament - widząc moje skrzywienie na twarzy zaśmiała się. - Chyba nie liczyłeś na nie wiadomo jakie luksusy tutaj?

Zignorowałem jej pytanie.

- Widziałem Anę - powiedziałem.

- Ana -  zmarszczyła nos. - Dlaczego nie ma jej tu?

- Widzisz... ona jest inna. - Próbowała mi przerwać, ale jej na to nie pozwoliłem - Nie jest tą dawną osobą, którą pamiętasz! Próbowała mnie zabić. Do tego jakiś popapraniec się nią bawi jak marionetką! Kazał mnie zabić. Jakoś szczęśliwym trafem udało mi się uciec i... - przerwała mi Alex.

- To nie może być prawda - jęknęła. Miała zrozpaczony głos. Smutno mi było ją widzieć taką. Zrobiło mi się tego awanturnika nawet żal. Może mamy ze sobą na pieńku, ale zawsze się pogodzimy, tak jakby.  - Ona nie może być tym potworem.

- Alex możemy temu zaprzeczać, ale to nas donikąd zaprowadzi - mówiłem poważnym tonem - Zamiast tego powinnyśmy się więcej dowiedzieć o strzygach. 

Pokiwała głową. Łzy spływały po jej policzkach. Gdy tylko to zobaczyła wyszła na korytarz zamykając za sobą drzwi.

Zasłoniłem okna żaluzjami po czym znalazłem drugie drzwi prowadzące do łazienki. Sprawdziłem wodę. Okazując się że jest dostatecznie ciepła wziąłem prysznic po czym układając się na łóżku zasnąłem. 


~ Perspektywa Lucy ~

Siedziałam nad zapaloną nocną lampą czytając stare książki, które ,,pożyczyłam''. Wstałam spojrzeć czy aby nie włączyli już ogrzewania. Westchnęłam, gdy prąd zgasł. Nie lubiłam ciemności od najmłodszych lat. Zawsze myślałam, że coś się tam w niej czai czyhając na takie osoby jak ja. Wiem totalna głupota!

Wyszłam na korytarz, czyli awaria dotyczyła całego budynku. Trzeba dotrzeć na schody potem pójść w stronę recepcji i w pobliżu powinien mieścić się mały gabinecik. Co jakiś czas łapałam się czegoś, aby nie upaść. Właściciel mówił nam żeby w razie jakichś problemów pójść do niego. Od razu mi się spodobał facet. Nie chodzi mi o wygląd, lecz o podejście do tak młodej grupki jak my. Był to starszy mężczyzna około pięćdziesiątki na karku. Miło mi się z nim rozmawiało. Z tego co mi opowiadał Miałam nadzieje, że jeszcze jest dostępny. Tam ktoś był...

- Pan Jonhson? - zapytałam nie pewna. Nie odpuściłam sobie. Chociaż może było by lepiej jakbym zamknęła się w pokoju i z chowała pod kołdrą? Kusząca propozycja, lecz nie zważając na moje tchórzliwe fobie szłam dalej. Gdy już zeszłam po schodach na dół poczułam jak ktoś łapie mnie od tyłu zatykając czymś usta przez co zrobiłam się senna...

 
 _______________________________________ 
No cóż dużo się dzieje w tym naszym opowiadanku. Dlatego w najbliższym czasie postaramy się zmniejszyć akcje żebyście lepiej poznali naszych drogich bohaterów <3
Też nie dawno zaktualizowaliśmy dział z bohaterami :3  

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział VII - Czy to ona ?

Perspektywa Erika
Myślałem ciągle o niej. Liczyła się tylko ona. Nie mogłem spać, jeść nic nie mogłem robić. Świat dla mnie stracił sens gdy jej koło mnie nie było. Stałem się jednym z tych rozczulonych i uczuciowych dupków. Moja przyszła szwagierka Alex (taka tam nadzieja na małżeństwo z Aną) urażała na okrągło moją inteligencje i ją podważała, niestety smutne ale prawdziwe czułem się przy niej na skończonego głupka. Właśnie zrobiliśmy postój. Alex zaczęła się na mnie drzeć po tym jak niechcący oblałem ją wodą. Oczywiście zarzuciła mi że zrobiłem to specjalnie co było wielką bzdurą. Nie mogąc wytrzymać jej dalszych nastrojów przed miesiączkowych wyszłem z tego grata i zacząłem iść byle jak najdalej od Alex i jej wielkich lamentów.
W pewnej chwili poczułem słodki zapach od którego nie mogłem się uwolnić. Nie wiem dlaczego, ale zacząłem biegnąć w stronę tego zapachu przed siebie i naglę poczułem . . . krew. Na podłodze leżało bezwładne ciało faceta, z którego strzyga piła krew. Pojękiwał z rozkoszy jaką mu dawało ukąszenie. W świetle księżyca odbiła się twarz tego potwora, który z uśmiechem na twarzy wysysał życie z tego biednego człowieka. Gdy to coś skończyło pić krew, a gdy ja próbowałem odejść nie dając się zauważyć wywaliłem się o skórkę od banana. Spojrzenie czerwonych oczy skierowało się natychmiast na mnie. Z szybkością błyskawicy pojawiła się koło mnie.
- Ana? - spytałem nie mogąc uwierzyć, że to ona. Bałem się jej. Wstałem i zacząłem spoglądać na nią jak na inną osobę. Wyglądem taka sama oprócz tych czerwonych oczu, które przyciągały cię, nie mogłeś się od nich oderwać ani nic zrobić.
- Tak Eryku to ja - powiedziała jakimś dziwnym głosem.
- Tęskniłem za tobą - zbliżyłem się do niej, ale ona jak oparzona zrobiła dwa szybkie kroki do tyłu.
- Tęskniłeś . . . - powtórzyła do siebie.
- Myślałem że już cię więcej nie zobaczę - powiedziałem cicho. Podszedłem do niej i ją objąłem trwało to nie dłużej, niż dziesięć sekund po których popchnęła mnie z niesamowitą siłą na mur. Zaczęła mnie boleć głowa z wielkim wysiłkiem wstałem. Spojrzałem się na nią. Wyglądała na lekko rozbawioną tym wszystkim. Po chwili zobaczyłem, jak jej oczy zmieniają kolor na czarny. Szybko podeszła do mnie.
- Szybko uciekaj - zaczęła panikować.
- Nie - odpowiedziałem - nie ruszę się nigdzie bez ciebie - zacząłem ją ciągnąć, chcąc ją zaprowadzić do siostry. Nie próbowała się wyrwać, nie rzucała mną o ścianę jak przed paroma nieszczęsnymi minutami. 
- Nie mogę być przy was - powiedziała z bólem - nie widzisz tego ?! Jestem inna mogę was skrzywdzić, zabić jeśli stracę wolę nad sobą . . . - krzyczała z rozpaczy wypowiadając ostatnie słowa szeptem. Łzy leciały jej po policzku.
Nagle stanęła nie ruchomo jak gdyby ktoś w jej głowie ją o czymś informował.
- On cię zabiję ! - wrzasnęła.
- Kto ? - spytałem.
Wtedy znowu jej oczy wypełniła czerwień.
- Nikt taki - wyszeptała uspokajająco i mnie przytuliła. Odwzajemniłem uścisk.
To wszystko jest takie dziwne jak w jednej chwili może być potworem, a w drugiej tą miłą, martwiącą się o wszystkich Aną. Byłem zmieszany. Czy ja w ogóle mogłem jej ufać ?
- To jesteście tu ty i Alex, tak ? - wyszeptała mi do ucha.
- Nie to znaczy tak i jeszcze Lucy jest z nami - zacząłem się jąkać.
- Ach, tak - poczułem w jej głosie ironię, a po chwili jak zatapia we mnie zęby. To było nie do opisania. Czułem się tak ostatnio, gdy Emily Jonson straciła ze mną dziewictwo. Wspomnienia wzięły górę zacząłem sobie przypominać jak to było z nią na tylnym siedzeniu samochodu moich rodziców. Cholera dlaczego akurat teraz o tym myśle!
- Ana gdzie jesteś! - krzyknął nieznajomy głos.
Przestała jak na zawołanie pić, gdy usłyszała ten głos. Znowu mnie popchnęła jakbym był niczym.
- Ano mówiłem ci, że się nie rozmawia z jedzeniem - powiedział z sarkazmem.
- Wiem Oliver, ale on się tu przypałętał i nie chce sobie pójść - wyjąkała cicho i podeszła do niego przytulając się.
- Czego chcesz ? - powiedział gniewnym tonem obejmując moją Anę wokół talli.
- Po pierwsze żebyś zabrał te obleśne łapy od mojej przyszłej żony! - po chwili zrozumiałem, że naprawdę to powiedziałem - a po drugie abyś odsunął się od niej zanim zaraz stanie się komuś tu krzywda - powiedziałem poważnym tonem.
Nie zrobiło to na nim wrażenia jedynie rozbawiło go to. Gdy ten się śmiał to wtedy ja się jej zapytałem:
- Ana - powiedziałem cichym błagalnym głosem. Spojrzała na mnie na ułamek sekundy po czym znów się do niego przytuliła - chodź ze mną . . . 
- Widzisz kolego ona woli mnie niż ciebie - prychnęła strzyga.
- Zamknij się! - krzyknąłem. To już go najwidoczniej nie rozbawiło, bo zaczął iść wkurzony z zaciśniętą pięścią.
- Czekaj - zwróciła się błagalnie do czerwonookiego. Podeszła i coś mu wyszeptała do ucha. Temu zabłysły oczy. Wycofał się opierając o ścianę.
- Aną błagam cię wróć ze mną - wyjąkałem bliski płaczu.
Podeszła do mnie całując mnie. Lekki wietrzyk powiewał jej włosy. Miały taki piękny zapach . . . 
- Eriku gdzie jest Alex i Lucy? - spytała się.
- Zostaw tego łajdaka i chodź - powiedziałem cicho chociaż z pewnością usłyszał.
- Czy ktoś wie, że tu jesteście? - znowu ponowiła zadawanie pytań.
Jakaś część mnie podpowiadała mi żeby jej nic nie mówić, że w tej chwili to nie ona. Milczałem. 
Odezwała się strzyga:
- Widzisz nie jest chętny na rozmowy - powiedział znudzony - może teraz dasz mi żebym się nim zajął - uśmiechnął się.
- Daj mi chwilkę - wyszeptała.
Szybkim ruchem złapała mnie za włosy i walnęła o mur, a już po chwili trzymała przyciśniętego do muru. Głowa mi napierdzielała nieziemsko.
- Eriku spójrz na mnie - wyszeptała słodko. Nie miałem zamiaru patrzeć na te czerwone ślepia, ale ten głos tak przyciągający, wołający mnie. Szeroko otworzyłem oczy gubiając się w jej.
- Gdzie jest moja siostrzyczka? - zapytała hipnotyzującym głosem.
- W starym Chevrolet Camaro koło tej speluny za rogiem - wskazałem palcem za mur nie odrywając od niej wzroku.
- Ktoś wie o tym, że uciekliście? - spytała.
- Najprawdopodobniej Neferet i jej psychicznie chora córeczka - wyszeptałem. Na samo wspomnienie o Marcie zrobiło mi się nie dobrze, a jeszcze bardziej jak pomyślałem że z nią byłem.
Usłyszałem westchnięcie. Czerwonooki szedł w naszą stronę.
- To ja idę zobaczyć z innymi do miłego towarzystwa za rogiem - wyszeptał jej do ucha z uśmiechem - a ty w tym samym czasie pozbądź się tego bezmózga.
Pocałował ją jeszcze raz, ale tym razem odskoczyła i powiedziała:
- Nie zrobię tego - wysyczała.
Uśmiechnął się.
- Wiesz dobrze, że zrobisz - powiedział szorstko - Ja ci rozkazuje abyś go zabiła.
Dziewczyna patrzyła na niego z wściekłością. Oczy były czerwieńsze niż przedtem.
Odchodził, tym samym spoglądając na mnie ostatni raz swoim złośliwym debilnym uśmieszkiem.
Zaczęła znowu sączyć ze mnie krew, lecz tym razem nie było to przyjemne. Wiłem się z bólu, a nie z rozkoszy. Kiedy myślałem, że wypije całą moją krew puściła mnie.
- Uciekaj - wyszeptała mi cicho do ucha.
Nie czekałem na to aż coś powie tylko biegłem. Wiedziałem, że z wysiłkiem powstrzymywała się, aby mnie nie zabić. Pościg się zaczął słyszałem już jej kroki. Wiedziałem że koniec jest bliski . . .


_______________________________________
Dziękujemy za komentarze, niektórzy piszący na pewno wiedzą jak bardzo to motywuje ;D
Spóźnione życzenia z okazji Swiąt Wielkanocnych od Nix i Tin ;*

niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział VI - Wspomnienie

Wiem, że nie powinnam narzekać w takiej sytuacji ale czy ta walnięta osoba nie mogła wysłać mi tego uroczego smsa trochę później. Chcieć czy nie chcieć musieliśmy wstawać.

Erik znalazł trop, który prowadził do Sheeverport. 

Nadal rozmyślałam nad tą strzygą w barze. Żadna ze strzyg nie sprzeciw stawiła się rozkazom czerwonookiego. Umiał nad sobą panować, w przeciwieństwie do jego kompanów. Tylko skąd on zna moją siostrę . . . ? Mam nadzieję, że jest cała, że jeszcze się zobaczymy. Zaczęłam rozmyślać o tym gdyby była tu teraz ze mną na pewno w tej chwili wymyślałabym jakąś ciętą ripostę dotyczącą Eryczka, a ona wkurzona pokazałaby mi środkowy palec albo zrobiły byśmy maraton horrorów. Dobrze śpiewała, miała do tego wielki talent, którego bała się pokazywać.  Uśmiechnęłam się na myśl co się zdarzyło jak byliśmy jeszcze małe:

,,To było na placu zabaw. Dwie dziewczynki huśtające się na huśtawkach,  wiatr owiewał nasze twarze czuliśmy się jakbyśmy latały. Liście fruwały w tą i we w tą. Śmiałyśmy się.

- To może ścigamy się? - zapytała z zapałem mała Ana.

- Niech ci będzie - wytknęłam siostrze język.

- To do tego drzewa - wskazała paluszkiem na wielki dąb.

- Dobrze! - odpowiedziałam entuzjastycznie.

- Gotowa . . . Do startu . . . - zaczęła odliczać.

- Start! - wykrzyknęłam.

Biegliśmy równo, piasek wlatywał nam do oczu. Z przymrużonymi oczami dalej biegłam. Ana już prawie była koło dębu, ale w pewnej chwili pięciolatka straciła równowagę upadając na asfalt. Miała starte kolano. Leciała krew mała przestraszyła się tego i zaczęła płakać.

- Anuś nie płacz - objęłam siostrę i zaczęłam przeczesywać jej włosy. Bała się widoku krwi. Na sam jej widok robiło,  jej się niedobrze. 

- Krew . . . - zaczęła, ale nie pozwoliłam jej dokończyć.

- Do wesela się zagoi - uśmiechnęłam się pocieszycielsko.

Spojrzała na mnie, na chwilę. Przez parę minut już nie płakała. Spoglądając znowu na swoją ranę zaczęła znowu szlochać.

- Anusia, wiesz co? - starałam się ją jakoś zaciekawić.

- Co? - otarła łezki, które spływały jej po policzkach.

- Powiedz, dlaczego upadamy? - zadałam jej pytanie na, które obie znałyśmy odpowiedź. Zawsze mieliśmy w zwyczaju zadawać sobie takie pytanie w trudnych sytuacjach. Co w końcu stało się naszą tradycją.

- Po to aby się podnieść! - wykrzyknęła mała.

- No właśnie, a teraz już chodź pewnie rodzice się o nas martwią - podałam jej rękę. Złapała i poszłyśmy powoli do domu.''

Te moje rozmyślania ,,gdyby'' i na samo wspomnienie o nas jako malutkich dziewczynkach spowodowało jeszcze większy ból. My, które byłyśmy nie rozłączne, wspierające się, nie opuszczające się w trudnych chwilach zostałyśmy tak po prostu rozłączone. 

Westchnęłam. Zrobiłabym wszystko tylko aby ujrzeć ją, żeby chociaż sprawdzić czy jest cała i zdrowa, czy nic jej nie jest.

Z tego całego mętliku, w głowie wyrwał mnie nie kto inny jak Erik, który ni stąd, ni zowąd musiał się pojawić. 

- Alex? - spytał się nie pewnie.

- Tak? Czy coś się stało? - zaczęłam pytać.

- Nie, nic się nie stało tylko widzisz . . . Tracę powoli pewność czy nam się uda odnaleźć Anę - powiedział to z bólem, prawdę mówiąc ja też powili traciłam wiarę, że nasze życie będzie takie jak dawniej. 

- Czasem też tak mam - szepnęłam cicho. Chłopak spojrzał mi w oczy. Unikłam jego wzroku - Gdzie Lucy? - zapytałam.

- Pakuje nasze rzeczy - odpowiedział - Ale na prawdę mogłaś ukraść lepszy - naskarżył się.

- Następnym razem popatrze jaki ty weźmiesz - Nagle coś zamiałczało, okej . . . - Jaskier? - popatrzałam na futrzasty kłębek sierści. Do pokoju weszła uradowana Lucy. Podniosła swojego pupila i zaczęła go nie miłosiernie tulić.

- On mnie kocha - westchnęła - wiedziałam, że mnie znajdziesz, mój ty mały gburze - Jaskier zamiałczał i zaczął po swojemu nawijać.

- Jak on się tu znalazł . . . ? - byłam zdziwiona tą sytuacją. 

- Alex, ćwoku jeden widzisz trzeba było słuchać na lekcji - powiedziała zgryźliwie Lucy, westchnęła - Gdy kot cię wybierze zaczynasz umieć go przywołać, w skrócie mówiąc.

- Wzieliście wszystko? - zapytał Eryk.

- Tak - odpowiedzieliśmy chórem.

Erik z Lucy wsiedli już do samochodu. Ja jeszcze poszłam nam kupić coś do jedzenia i picia na drogę. Gdy nagle mnie sparaliżował strach, zobaczyłam czerwonookiego ze strzygami. Wstrzymałam oddech i szybko pobiegłam do samochodu. 

Erik spojrzał na mnie zdziwiony.

- Dlaczego nie kupiłaś nic? - zapytał.

- Strzygi są w budynku - odparłam. Dyszałam, nie chciałam, aby wczorajsza sytuacja nam się przydarzyła. Wsiadłam do samochodu - jedź.

- Cholerne strzygi jak na złość musiały się teraz pojawić - westchnął - Burczy mi w brzuszku.

- Jak z małym dzieckiem - z mojej torby wyjęłam żelki - masz, a teraz jedź.

Wyjechaliśmy z motelu. Przecież minęło parę godzin od ostatniego spotkania z nimi, a oni bez problemu nas znaleźli.

Siedziałam na tylnym siedzeniu. Policzki miałam przytulone do szyby. Patrzyłam na las, który w nieskończoności nas otaczał, zaczęłam liczyć drzewa, aż w końcu zasnęłam . . .


wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział V - Inna

Perspektywa Any
Minęły chyba dwa, a może i trzy tygodnie od mojego Przebudzenia. Nigdy nie sądziłam, że może być coś lepszego od życia, które jeszcze parę tygodni temu prowadziłam. Myliłam się jak nigdy. Teraz jestem potężna, silna, mam władzę nad innymi, nikt mną już więcej nie będzie pomiatał, nigdy. Na tym zadupiu znalazł mnie Oliver to on mnie przemienił. Pokazał do jakiego świata należę od teraz. Pokazał mi jakie możliwości się przede mną otworzyły. Mogłam manipulować innymi, wpływać na ich decyzje. Byłam o wiele silniejsza i szybsza. Nie tak jak te miernoty, z Domu Nocy, które i może stawają się wampirami, ale nigdy nie dorównają mi, mojej mocy. Przygnębiały mnie pewne problemy, a mianowicie wciąż paliło mnie pragnienie związane z piciem krwi, gdy tylko je zaspokajałam powracało na nowo. Tak jak mówiła Neferet na początku jak się poznałyśmy, wampiry które przechodzą przemianę nie palą się na słońcu, tylko zostają osłabione. Natomiast My przy pierwszej lepszej okazji spłoniemy. Istnieją jakieś amulety przeciwko działaniu na słońce, ale one zniknęły setki lat temu. Najgorszą wadą jest zobowiązanie do służenia stwórcy. Gdy chce żebym coś dla niego zrobiła muszę to zrobić. Oliver, gdy tylko mnie przemienił zyskał kontrole nade mną nad moją własną wolą, więc nie ma sensu mu się sprzeciwiać.
W szkole starano się omijać tematy o strzygach, z daleka. Byliśmy groźni. Bali się nas, chociaż kto by się nie bał. Lepszą krwią od ludzkiej jest krew wampira. Dlatego starano się chronić wampiry, które przechodziły przemianę w Domu Nocy. Wystarczyło tylko, żeby jakaś grupka uczniów opuściła to miejsce, a już mogła nie wrócić. Z tego co mi wiadomo trzech uczniów uciekło i szuka mnie.
Nie mogłam zaznać chociaż chwili spokoju, bo moja uparta siostrzyczka nadal szukała mnie. Nie chciałam jej widzieć, tak w ogóle żałuje, że ona jest moją siostrą. Kiedyś może ją kochałam, ale teraz, gdy tylko o niej pomyśle czuję wściekłość. Głupia dziewczyna zawsze myślała że, sobie nie radzę bez niej, to jest żałosne. Coraz częściej męczy mnie to ciągłe chowanie się przed nią.  Na początku to było zabawne, ale teraz zastanawiam się czyby ją przypadkiem nie zabić . . .
Nie myśl o tym teraz . . .
Przestałam rozmyślać o moim problemie, a wróciłam do rzeczywistości. 
Znajdowałam się na dachu. Wyczułam zbliżającego się człowieka. Szybkim zwinnym ruchem zeskoczyłam z krawędzi dachu. Byłam cicha. Nie zwróciwszy uwagi ofiary zakradłam się od tyłu. Słyszałam bicie serca, krew pulsującą w tętnicach. Zatopiłam zęby w jej szyi, a może jego . . .
W każdym razie nie obchodziło mnie kogo teraz pozbawiam życia.


Perspektywa Alex
Jestem nikim, moja siostra zniknęła bez śladu, a ja nie umiałam się nią zaopiekować. Straciłam najukochańszą osobę na, której mi zależało. Nie mam już nikogo. Nie licząc bezmózgiego Eryczka, który łazi za mną krok w krok. Wiedział, że lekko mówiąc go nie toleruje i  jak zobaczył, że uciekam z Lucy, z Domu Nocy, w poszukiwaniu Any żywej lub martwej zaszantażował, że powie o wszystkim Neferet i pomoże jej ,nas odszukać jak go nie weźmiemy sobą. Erik ma dar, umie wytropić osoby po ich zapachu lub za pomocą aury. Był dobry w tym muszę mu to przyznać, ale za każdym razem gdy był już blisko urywał mu się trop.
Głupek stara się mnie pocieszyć, że Anie na pewno się nic nie stało. To nie prawda! Jakby nic jej nie było to by chociaż dała jakiś znak, zadzwoniłaby, ale ona nie daje żadnych sygnałów życia.
Nie mieliśmy pieniędzy, więc ukradliśmy komuś samochód, żeby ruszyć w drogę. Zmieniliśmy tablice rejestracyjną tak na wszelki wypadek.
Jestem mądra pakując się wzięłam ze sobą laptopa, który dostaliśmy na przywitanie z Domu Nocy. Nie była to nasza własność na zawsze, ale no cóż . . . W każdym razie mówi się trudno.
Erik i Lucy zaczęli narzekać, że są głodni. Zatrzymaliśmy się w pobliskiej restauracji. Zajęliśmy miejsca i zamówiliśmy jedzenie.
-  Nie mogłaś ukraść lepszego samochodu? - zaczął narzekać Erik - przecież to coś ledwo jeździ.
- Jak ci nie pasuje to bardzo proszę opuść to miejsce! - powiedziałam miłym jak na mnie tonem.
- No dobrze już jestem cicho - zrobił niby to urażoną minę, a po chwili powiedział - Foch.
Patrzałam na niego jak na dziecko. Po chwili obaj wybuchliśmy śmiechem. Lucy była cicho, aż nazbyt za cicho co nie było do niej podobne odkąd stałyśmy się przyjaciółkami.
- Co taka cicha dziś jesteś? - spytałam szturchając ją na zaczepkę.
- Widzisz gdy uciekaliśmy wzięłam z biblioteki taką starą książkę, którą zakazano nam czytać - Lucy coś ukradła kto by pomyślał. Lubi nie raz dużo gadać, ale co do tej kradzieży to była przeciwna.
- I co? - jej oczy wyrażały strach i obawę jakby coś nam groziło.
- Piszę tam tak ,,Są to kwiożercze bestie jedne z najbardziej okrutnych istot jakie kiedykolwiek chodziły po ziemi, bezwzględne i manipulatorskie umieją zapanować nad człowiekiem i wampirem.  Sławne są nie z tego, że zadawanie bólu sprawia im przyjemność czy, że nie znają uczuć lecz z ciągłych polowań na wampiry. Ciągnie się to od wieków. Szanse na przeżycie młodego wampira ze strzygą są nikłe.'' - nagle powiało chłodem atmosfera stała się napięta.
- Chwila ale oni nie istnieją, prawda? - zmienił mi się głos, zaczęłam się bać o siebie, Lucy i nawet o tego gamonia.
- To wszystko zostało spisane dość dawno temu nie sądzę, aby jakiś uczeń zrobił to dla żartów - spojrzała mi prosto w oczy - wiem chyba po co założono Domy Nocy na całym świecie. Moglibyśmy przejść przemianę samotnie, a zazwyczaj wampiry żyją w grupach. Pewnie dlatego, żeby w razie ataku mogli się jakoś na wzajem obronić.
- Chwilunia moje drogie panie, jak my ich rozpoznamy? - zwrócił nam uwagę.
- Jakiego olśnienia dostałeś - szepnęłam jak najgłośniej.
- Nie rań mych uczuć! - powiedział, a raczej wrzasnął - Ja tu jestem najstarszy ty oślico, więc trochę szacunku dla starszych.
- Ty chamie jeden - oburzyłam się. Pociągnął mnie za kosmyk włosów.
- Aua!- wrzasnęłam.
- Przestańcie! - Lucy zawsze spokojna była przerażona - Można ich rozpoznać po wyraziście czerwonych oczach.
- Nie możliwe - zaśmiał się Erik.
- A to niby dlaczego? - zapytałam.
- No bo ten facet dwa stoliki przed nami ma takie oczy - wyglądał nadal na rozbawionego.
- Eryku mam do ciebie takie pytanie. Ile razy widziałeś go? - zapytałam poirytowana.
- Dużo razy, raz jak wjechaliśmy do miasteczka potem przy tankowaniu tego złomu, a i w sklepie jeszcze - wydawał się być z siebie zadowolony.
- A czy tobie do tego pustego łba nie przyszło, że ten koleś mógł nas śledzić - wyrzuciłam to z siebie.
- Ależ skąd - machnął ręką. Dopiero po chwili doszło do niego kim ten nieznajomy jest na prawdę.
- Fuck, on chce nas zjeść - przeraził się.
- Nie on tylko chce cię zaprosić na studniówkę, a jak myślisz bałwanie?! - wybuchnęłam po raz kolejny.
 - Spokojnie, nawet w takiej sytuacji musicie się kłócić! - wydarła się uciszając nas Lucy.
Kelnerka zawołała nas po zamówione przez nas wcześniej jedzenie. Podeszłam do baru po zamówienie. Czerwonooki podszedł z niebywałą prędkością do mnie, wzięłam zamówienie. Gdy już miałam odejść chwycił mnie za nadgarstek i szepnął do ucha:
- Jesteś piękna jak Ana - zadrżałam na dźwięk imienia mojej siostry.
- Jeśli jej coś zrobiłeś zabije cię - zebrałam się na odwagę i powiedziałam do niego.
Zaśmiał się.
- Nie bądź głupia, od dawna was śledziliśmy - odpowiedział tak po prostu - jeśli myślisz, że uciekniecie to mylisz się.
Kopnęłam go. Popchnął mnie przez co upadłam na podłogę. Obejrzałam się w stronę moich kompanów. Lucy była obezwładniona, a Erik . . . nie wiem co on robił, ale to przypominało w jakimś sensie walkę. Chwycił solniczkę i posypał nią strzygę.
- Odejdź istoto ciemności - powiedział mężnym tonem.
Strzyga wzięła patelnię i go uderzyła. Chłopak udpadł.
- Aua, uważaj bo mi coś zrobisz! - krzyknął.
- Możemy ich zabić? - spytała uśmiechnięta dziewczyna.
- Zostawcie ich na razie . . . - wydawał się być niezdecydowany. Wskazał na mnie - uważajcie na nią.
Wsadzili nas do jakiegoś wielkiego samochodu, na tyły.
Erik szybko oddychał. jechaliśmy jakieś pół godziny wszystko wydawało mi się takie dziwne. Wydostałam się z jednych kłopotów, a wpadłam w następne. Czy ten świat ma jakieś granice . . .
- Mam srebro - szepnął Erik.
- No i co to mnie obchodzi - odpowiedziałam.
- Alex srebro ich osłabia - wyszeptała Lucy, ledwo co ją usłyszałam. Miało to pewnie na celu, aby druga strona tego nie usłyszała. Nagle zrobiło mi się nie dobrze. Odskoczyłam odruchowo, gdy zobaczyłam że po prawej stronie samochodu znajdują się plamy krwi.
Gdy wyszli do lasu zaczęliśmy działać, Erik zaczął się czołgać do strzygi. Że co!?
Podszedł do siedzącej na przednim siedzeniu istoty i od tyłu trafił go w klatkę piersiową. Wyglądał na nie żywego.
- Udało mi się - uśmiechnął się.
- Wywal go z samochodu - szepnęłam.
Chłopak bez chwili wahania zrobił to. W tym samym czasie usiadłam na przednie siedzenie. Los nam sprzyjał, bo kluczyki były w stacyjce. Odpaliłam samochód i wyjechaliśmy z lasu.
Przenocowaliśmy w motelu nagle o północy przyszedł sms od nieznanego numeru:
,, Jeśli myślisz, że to koniec to się mylisz. Wiem gdzie jesteście.''
Najwidoczniej trzeba się już zbierać następny kierunek Sheeverport . . .

sobota, 2 lutego 2013

Dla Was

Hejka!

Zapraszamy was do naszej strony na facebooku! :D 
Oto ona Jedni Wolą Śmierć a Inni Wieczność
Jeżeli chcecie coś do nas napisać to tu fb lub na pocztę: tintincia_nikki@onet.pl

TinTincia & Nikki


Rozdział IV - Strata

Perspektywa Alex
W pomieszczeniu było strasznie zimno zgadywałam, że znajduję się w piwnicy. Minuty dłużyły się bez końca. Muszę coś wymyślić, jakoś się stąd wydostać. 
Nagle usłyszałam jakieś dźwięki, albo raczej kłótnie.
- Pomyśl co narobiłaś ! - ktoś musiał być naprawdę zły, ale ten głos był mi, chyba znajomy.
- A po co ją tu sprowadziłam, co ? - spytała z ironią Marcie - Myślałam, że się przyda ale Ruda oświeciła mnie nagle, że nie ma żadnego daru.
- Powiedz mi teraz co z nią zrobisz ? - zapytał ktoś jakby mówił do jakiejś niedorozwiniętej osoby. Nagle poczułam strach, oni chcieli chyba się pozbyć niewygodnego świadka, którym byłam przecież ja.
- Ja ? Myślałam, że mi pomożesz . . . - wydawała się być zmieszana
- Mam ci pomóc ? Czy ja wymagam zbyt wiele ! Masz po prostu zakończyć ten jej cholerny żywot ! - chwila to nie był tam jakiś głos. To była Neferet. Dyrektorka  Domu Nocy opiekująca się osobami takimi jak ja, lecząca rany i mająca pomagać nam przy przemianie, w trudnych chwilach. Mająca być naszym autorytetem.
Wiedziałam, że przymyka oko na wybryki swojej córki, a tu się okazuje że jest jeszcze bardziej bezduszna niż ona. Czy w ogóle jakiekolwiek próby ucieczki mają jakiś sens . . .
Było ciemno. Zobaczyłam je. Neferet przyglądała mi się, a Marcie się uśmiechała.
- Jak tam ci życie mija Alex ? - zapytała.
- Odpieprz się ! - warknęłam.
Twarz Marcie się zmieniła. Przez ułamek sekundy nic nie poczułam dopiero po chwili, zaczęłam odczuwać jak mnie piecze prawy policzek. Uderzyła mnie. Małym strumyczkiem poleciała mi krew.
- Pozbądź się jej - powiedziała Neferet spokojnie.
- Najpierw chcę zobaczyć jak cierpi - odpowiedziała słodko, to było obrzydliwe. Mogła mnie nienawidzić, ale jakim trzeba być potworem żeby cieszyć się z czyjegoś cierpienia !
Neferet westchnęła. Zaczęła odchodzić.
- Myślałam, że masz chociaż trochę rozumu w głowie, niż twoja głupia córeczka ! - wydarłam się. Marcie chciała znowu dać mi, w twarz, ale Neferet ją powstrzymała. Jak miałam umrzeć to nie dając im żadnej satysfakcji.
- Co to ma niby znaczyć ? - nadal mówiła spokojnie.
- To, że na pewno będą mnie szukać. Nauczyciele zauważą, że znikłam - mówiłam.
Neferet zaczęła się śmiać. Spojrzała mi w oczy, ale się odwróciłam. Wtedy złapała mnie za włosy tak, że spojrzałam jej w oczy. Były zimne i nieczułe takie, że mogły przewiercić twoją duszę na wylot.
- Myślisz, że ty tu jesteś jako jedyna - zaśmiała się złośliwie - to nie pierwszy raz, gdy jakaś głupiutka dziewczynka taka jak ty zaczyna węszyć i próbować coś z tym zrobić . . .
- Jesteście potworami ! - wydarłam się.
Do pomieszczenia weszła Sasha z Rudzielcem. Sasha posłała mi całusa i uśmiechnęła się drwiąco.
- To ona jeszcze żyje - zaśmiała się.
- Zaraz nie . . . - powiedziała Marcie, ale nie dokończyła bo Neferet jej przerwała.
- Róbcie sobie z nią co chcecie, ale nie tutaj - odpowiedziała.
- A to niby dlaczego ?! - wrzasnęła Marcie. 
Neferet szybkim ruchem podeszła do córki. Spojrzała na nią:
- A co ? Masz zamiar ją torturować, aż umrze ? Myślisz, że jej nikt nie usłyszy ?! A poza tym nie chcę, aby psy zaczęły węszyć - patrzyła na swoją córkę jak na skończoną idiotkę - najpierw musimy ją wywieźć, a potem róbcie sobie z nią co chcecie.
- Dobrze - odpowiedziała potulnie Marcie - Jeśli spróbuje uciec ?
- Nie spróbuje - wyjęła z kieszeni jakąś fiolkę - Niech to weźmie.
- Trucizna ? - zapytała podekscytowana Sasha. Same psychole tutaj są.
- Nie, to jest na osłabienie - odpowiedziała z westchnieniem Neferet.
Widziałam rozczarowanie tych wiedźm. Po tym jak poznałam Lucy nie mogłam zapomnieć jej twarzy cała posiniaczona. Widok ich jak się fascynują zadawaniem komuś bólu jest o wiele straszniejsze, niż cokolwiek w życiu widziałam.
Sasha wzięła fiolkę od Marcie, gdy ta do mnie podeszła kopnęłam ją z całej siły. Wywróciła się.
Buteleczka się nie stukła. Rudzielec podniósł to, a Marcie spojrzała się na mnie. Nagle zaczęłam się zwijać z bólu. W tej samej chwili Rudzielec wlał mi do ust płyn. Smak miał słodki, za słodki od, którego zaczęła mnie boleć głowa. Wszystko zaczęło się mazać, nawet nie zauważyłam, gdy zaciągnęły mnie na korytarz. Byłam słaba zaczęłam zasypiać, tylko jedna myśl zmobilizowała mnie do działania . . . Ana. Nie byłam już związana. Pewnie myślały, że jestem bardzo osłabiona. Resztkami sił kopłam Sashę pięścią w brzuch, aż zawyła z bólu. Marcie uderzyła mnie w głowę zachwiałam się, ale nie upadłam. Oparłam się o ścianę ledwie co trzymałam się na nogach, patrząc z triumfalnym uśmiechem na mnie szykowała się, aby zrobić kolejny zamach. Wiedziałam, że to moja ostatnia szansa, gdy do mnie podeszła kopnęłam ją, a potem uderzyłam w nos. Zaczęła wrzeszczeć. Chyba jej nos złamałam. Rudzielec wyglądał na przestraszoną. Nagle zobaczyłam jak Neferet stała daleko ode mnie. Widziałam jej furie, w oczach. Nie czekałam ani chwili dłużej pobiegłam do windy i nacisnęłam guzik na dół. Nie czekałam na nic zaczęłam biec byle jak najdalej od nich.
Biegłam nawet się nie odwracając. Gdy już byłam na miejscu zobaczyłam, że blisko bramy stoi Eryk mojej siostry. Spojrzał się na mnie. Zaczęłam dalej biec do Any. Musimy się spakować i uciekać stąd. Weszłam do pokoju zaznałam szoku. W pokoju nie było Any. Zobaczyłam, że na podłodze leży zaproszenie. To nie może być prawda tylko nie to. Szybko wybiegłam na dwór.
Wywróciłam się i wpadłam na Erika.
- Gdzie tak biegniesz ? - zapytał.
- Muszę znaleźć Anę - powiedziałam ciężko oddychając.

Perspektywa Any
Gdy zobaczyłam tą kartkę od razu wiedziałam, że coś złego się stanie, takie przeczucie. Dlaczego ona nigdy mnie nie słuchała . . .  
Szybko ubrałam jakąś bluzę i wybiegłam z pokoju. Zobaczyłam Eryka udało mu się mnie złapać, nawet nie chciałam z nim gadać. Chyba on myślał inaczej. 
- Ano, czekaj. - powiedział.
- Nie mam teraz czasu ! - krzyknęłam i pobiegłam najszybciej jak mogłam. 
Nie wiedziałam czy zdążę, ale jeżeli ktoś miałby zginąć to tylko ja. 
Wiał wiatr, było strasznie zimno. Docierając, do tego hotelu myślałam jedynie o mojej siostrze. Wiedziałam, że z Marcie nie zostaniemy od tak najlepszymi przyjaciółkami, ale czy to w ogóle było jej zamiarem. Zaprosić Alex i co dalej . . .
Wchodząc do środka recepcjonista, spojrzał na mnie:
- W czym mogę pomóc ? - zapytał.
- Ja przyszłam na przyjęcie organizowane przez Marcie - odpowiedziałam.
- Masz zaproszenie ? - spojrzał się na mnie, jakbym nie miała tutaj wstępu.   
 - Nie, ale . . . -powiedziałam. Nie pozwolił mi dokończyć.
- Jeśli nie masz zaproszenia to nie mamy, o czym mówić - wskazał na drzwi - Żegnam.
Nie mogłam tak po prostu się poddać. Okrążając budynek natknęłam się na tylne drzwi już miałam je otworzyć, gdy nagle wyszła nimi trójka dziewczyn, których miałam nadzieje nie spotkać. Nie wyglądały zbyt dobrze. Sasha trzymała się za brzuch ledwo co nie upadając na ziemie, Rudzielec nie wyglądał najgorzej oprócz tego, że była podenerwowana. Nie widziały mnie.
- Gdzie moja siostra ! - wrzasnęłam.
Marcie obejrzała się dookoła. Jej wzrok padł na mnie. Widząc mnie ucieszyła się:
- Sasha widzisz zawsze się ktoś znajdzie jakaś ofiara losu, która do nas przybiegnie - zaśmiała się. 
Chciałam się oddalić. Widząc to, że próbuje uciec Marcie użyła na mnie swojego daru. Upadłam na ziemie. Zwijałam się z bólu. To było nie do zniesienia, trwało to w nieskończoność, ledwie co oddychałam. Wtedy podeszła do mnie Sasha i kopnęła mnie, w brzuch. Zemdlałam.
- Nie żyje ? - zapytała Marcie.
- Czy ja wiem . . . - odpowiedziała Sasha - Ruda zobacz czy nie żyje.
Widziałam wszystko urywkowo. Podeszła do mnie przestraszona. Sprawdzając mi puls. Ręce jej drżały. Nagle spojrzała na mnie. Wiedziała, że żyje . . . jeszcze.
- I co ? - spytała zaciekawiona blondi.
- Ona nie . . . nie żyje - odparła, jąkając się przez chwile.
Wpakowały mnie na tylne siedzenie ich samochodu. Wszystko wydawało się takie dziwne. Miał to być spokojny i miły weekend, a ląduje w pół-owie żywa ma tylnym siedzeniu samochodu Marcie.
Zostwiły mnie na jakimś pustkowiu, gdzie nie było żadnej żywej duszy.
Spróbowałam się ponieść, ale to tylko przysporzyło więcej cierpienia. Nie sądziłam, że spotka mnie tu jeszcze jakieś niebezpieczeństwo. Nie wiedziałam, czy wyobraźnia płata mi figle. W ciemnościach dostrzegłam jakąś postać, która zbliżała się. W świetle lampy zobaczyłam jego twarz był to mężczyzna, uśmiechał się chłodno. Miał czarne włosy sięgające do brody, ale nie na to zwróciłam szczególną uwagę. Jego oczy jarzyły się czerwienią. Skóra była bledsza niż u jakiegokolwiek wampira, którego widziałam. Jednym zwinnym ruchem stał już koło mnie, złapał mnie za szyje i ugryzł. Bolało, bardzo. Próbowałam się wyrwać, ale każda próba kończyła się niepowodzeniem. Przestał. Zranił się w nadgarstek. Leciała mu krew, której dał mi się napić. Trwało to w nieskończoność kiedy nagle zasnęłam . . .
 

_________________________________________________

Rozdział dedykujemy dla wszystkich dziewczyn z TIP i dla:
Marty Budner
Laury Suszek
Beaty