niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział VI - Wspomnienie

Wiem, że nie powinnam narzekać w takiej sytuacji ale czy ta walnięta osoba nie mogła wysłać mi tego uroczego smsa trochę później. Chcieć czy nie chcieć musieliśmy wstawać.

Erik znalazł trop, który prowadził do Sheeverport. 

Nadal rozmyślałam nad tą strzygą w barze. Żadna ze strzyg nie sprzeciw stawiła się rozkazom czerwonookiego. Umiał nad sobą panować, w przeciwieństwie do jego kompanów. Tylko skąd on zna moją siostrę . . . ? Mam nadzieję, że jest cała, że jeszcze się zobaczymy. Zaczęłam rozmyślać o tym gdyby była tu teraz ze mną na pewno w tej chwili wymyślałabym jakąś ciętą ripostę dotyczącą Eryczka, a ona wkurzona pokazałaby mi środkowy palec albo zrobiły byśmy maraton horrorów. Dobrze śpiewała, miała do tego wielki talent, którego bała się pokazywać.  Uśmiechnęłam się na myśl co się zdarzyło jak byliśmy jeszcze małe:

,,To było na placu zabaw. Dwie dziewczynki huśtające się na huśtawkach,  wiatr owiewał nasze twarze czuliśmy się jakbyśmy latały. Liście fruwały w tą i we w tą. Śmiałyśmy się.

- To może ścigamy się? - zapytała z zapałem mała Ana.

- Niech ci będzie - wytknęłam siostrze język.

- To do tego drzewa - wskazała paluszkiem na wielki dąb.

- Dobrze! - odpowiedziałam entuzjastycznie.

- Gotowa . . . Do startu . . . - zaczęła odliczać.

- Start! - wykrzyknęłam.

Biegliśmy równo, piasek wlatywał nam do oczu. Z przymrużonymi oczami dalej biegłam. Ana już prawie była koło dębu, ale w pewnej chwili pięciolatka straciła równowagę upadając na asfalt. Miała starte kolano. Leciała krew mała przestraszyła się tego i zaczęła płakać.

- Anuś nie płacz - objęłam siostrę i zaczęłam przeczesywać jej włosy. Bała się widoku krwi. Na sam jej widok robiło,  jej się niedobrze. 

- Krew . . . - zaczęła, ale nie pozwoliłam jej dokończyć.

- Do wesela się zagoi - uśmiechnęłam się pocieszycielsko.

Spojrzała na mnie, na chwilę. Przez parę minut już nie płakała. Spoglądając znowu na swoją ranę zaczęła znowu szlochać.

- Anusia, wiesz co? - starałam się ją jakoś zaciekawić.

- Co? - otarła łezki, które spływały jej po policzkach.

- Powiedz, dlaczego upadamy? - zadałam jej pytanie na, które obie znałyśmy odpowiedź. Zawsze mieliśmy w zwyczaju zadawać sobie takie pytanie w trudnych sytuacjach. Co w końcu stało się naszą tradycją.

- Po to aby się podnieść! - wykrzyknęła mała.

- No właśnie, a teraz już chodź pewnie rodzice się o nas martwią - podałam jej rękę. Złapała i poszłyśmy powoli do domu.''

Te moje rozmyślania ,,gdyby'' i na samo wspomnienie o nas jako malutkich dziewczynkach spowodowało jeszcze większy ból. My, które byłyśmy nie rozłączne, wspierające się, nie opuszczające się w trudnych chwilach zostałyśmy tak po prostu rozłączone. 

Westchnęłam. Zrobiłabym wszystko tylko aby ujrzeć ją, żeby chociaż sprawdzić czy jest cała i zdrowa, czy nic jej nie jest.

Z tego całego mętliku, w głowie wyrwał mnie nie kto inny jak Erik, który ni stąd, ni zowąd musiał się pojawić. 

- Alex? - spytał się nie pewnie.

- Tak? Czy coś się stało? - zaczęłam pytać.

- Nie, nic się nie stało tylko widzisz . . . Tracę powoli pewność czy nam się uda odnaleźć Anę - powiedział to z bólem, prawdę mówiąc ja też powili traciłam wiarę, że nasze życie będzie takie jak dawniej. 

- Czasem też tak mam - szepnęłam cicho. Chłopak spojrzał mi w oczy. Unikłam jego wzroku - Gdzie Lucy? - zapytałam.

- Pakuje nasze rzeczy - odpowiedział - Ale na prawdę mogłaś ukraść lepszy - naskarżył się.

- Następnym razem popatrze jaki ty weźmiesz - Nagle coś zamiałczało, okej . . . - Jaskier? - popatrzałam na futrzasty kłębek sierści. Do pokoju weszła uradowana Lucy. Podniosła swojego pupila i zaczęła go nie miłosiernie tulić.

- On mnie kocha - westchnęła - wiedziałam, że mnie znajdziesz, mój ty mały gburze - Jaskier zamiałczał i zaczął po swojemu nawijać.

- Jak on się tu znalazł . . . ? - byłam zdziwiona tą sytuacją. 

- Alex, ćwoku jeden widzisz trzeba było słuchać na lekcji - powiedziała zgryźliwie Lucy, westchnęła - Gdy kot cię wybierze zaczynasz umieć go przywołać, w skrócie mówiąc.

- Wzieliście wszystko? - zapytał Eryk.

- Tak - odpowiedzieliśmy chórem.

Erik z Lucy wsiedli już do samochodu. Ja jeszcze poszłam nam kupić coś do jedzenia i picia na drogę. Gdy nagle mnie sparaliżował strach, zobaczyłam czerwonookiego ze strzygami. Wstrzymałam oddech i szybko pobiegłam do samochodu. 

Erik spojrzał na mnie zdziwiony.

- Dlaczego nie kupiłaś nic? - zapytał.

- Strzygi są w budynku - odparłam. Dyszałam, nie chciałam, aby wczorajsza sytuacja nam się przydarzyła. Wsiadłam do samochodu - jedź.

- Cholerne strzygi jak na złość musiały się teraz pojawić - westchnął - Burczy mi w brzuszku.

- Jak z małym dzieckiem - z mojej torby wyjęłam żelki - masz, a teraz jedź.

Wyjechaliśmy z motelu. Przecież minęło parę godzin od ostatniego spotkania z nimi, a oni bez problemu nas znaleźli.

Siedziałam na tylnym siedzeniu. Policzki miałam przytulone do szyby. Patrzyłam na las, który w nieskończoności nas otaczał, zaczęłam liczyć drzewa, aż w końcu zasnęłam . . .


5 komentarzy:

  1. Super, czekam na NN... Mam nadzieje, że ją znajdą.
    Zapraszam na www.magical-loved.blogspot.com i www.i-love-you-wolf.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam na nn :)http://byc-soba-to-trudna-rzecz.blogspot.com i wybacz , ale jeszcze nie nadrobiłam tej opowieści , jeszcze nie czytałam ,ale przeczytam. Obiecuję.. !! Zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń
  3. Aa super ! ;D
    Co prawda nie wiem o co chodzi .. Ale podoba mi się *.* :D
    ~Oemdżi

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na nn :) http://byc-soba-to-trudna-rzecz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne, dopiero teraz znalazłam Twojego bloga i jest meeega ! bardzo mnie wciagnal i czekam na NN
    Szablon tez <3
    zapraszam na]
    www.equinox-my-renesmee-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń