Wiem, że
nie powinnam narzekać w takiej sytuacji ale czy ta walnięta osoba
nie mogła wysłać mi tego uroczego smsa trochę później. Chcieć
czy nie chcieć musieliśmy wstawać.
Erik
znalazł trop, który prowadził do Sheeverport.
Nadal
rozmyślałam nad tą strzygą w barze. Żadna ze strzyg nie sprzeciw
stawiła się rozkazom czerwonookiego. Umiał nad sobą panować, w
przeciwieństwie do jego kompanów. Tylko skąd on zna moją siostrę
. . . ? Mam nadzieję, że jest cała, że jeszcze się zobaczymy.
Zaczęłam rozmyślać o tym gdyby była tu teraz ze mną na pewno
w tej chwili wymyślałabym jakąś ciętą ripostę dotyczącą
Eryczka, a ona wkurzona pokazałaby mi środkowy palec albo zrobiły
byśmy maraton horrorów. Dobrze śpiewała, miała do tego wielki
talent, którego bała się pokazywać. Uśmiechnęłam się na
myśl co się zdarzyło jak byliśmy jeszcze małe:
,,To
było na placu zabaw. Dwie dziewczynki huśtające się na
huśtawkach, wiatr owiewał nasze twarze czuliśmy się
jakbyśmy latały. Liście fruwały w tą i we w tą. Śmiałyśmy
się.
- To może
ścigamy się? - zapytała z zapałem mała Ana.
- Niech ci
będzie - wytknęłam siostrze język.
- To do
tego drzewa - wskazała paluszkiem na wielki dąb.
- Dobrze! -
odpowiedziałam entuzjastycznie.
- Gotowa .
. . Do startu . . . - zaczęła odliczać.
- Start! -
wykrzyknęłam.
Biegliśmy
równo, piasek wlatywał nam do oczu. Z przymrużonymi oczami dalej
biegłam. Ana już prawie była koło dębu, ale w pewnej chwili
pięciolatka straciła równowagę upadając na asfalt. Miała starte
kolano. Leciała krew mała przestraszyła się tego i zaczęła
płakać.
- Anuś nie
płacz - objęłam siostrę i zaczęłam przeczesywać jej włosy.
Bała się widoku krwi. Na sam jej widok robiło, jej się
niedobrze.
- Krew . .
. - zaczęła, ale nie pozwoliłam jej dokończyć.
- Do wesela
się zagoi - uśmiechnęłam się pocieszycielsko.
Spojrzała
na mnie, na chwilę. Przez parę minut już nie płakała. Spoglądając
znowu na swoją ranę zaczęła znowu szlochać.
- Anusia,
wiesz co? - starałam się ją jakoś zaciekawić.
- Co? -
otarła łezki, które spływały jej po policzkach.
- Powiedz,
dlaczego upadamy? - zadałam jej pytanie na, które obie znałyśmy
odpowiedź. Zawsze mieliśmy w zwyczaju zadawać sobie takie pytanie
w trudnych sytuacjach. Co w końcu stało się naszą tradycją.
- Po to aby
się podnieść! - wykrzyknęła mała.
- No
właśnie, a teraz już chodź pewnie rodzice się o nas martwią -
podałam jej rękę. Złapała i poszłyśmy powoli do domu.''
Te moje
rozmyślania ,,gdyby'' i na samo wspomnienie o nas jako malutkich
dziewczynkach spowodowało jeszcze większy ból. My, które byłyśmy
nie rozłączne, wspierające się, nie opuszczające się w trudnych
chwilach zostałyśmy tak po prostu rozłączone.
Westchnęłam.
Zrobiłabym wszystko tylko aby ujrzeć ją, żeby chociaż sprawdzić
czy jest cała i zdrowa, czy nic jej nie jest.
Z tego
całego mętliku, w głowie wyrwał mnie nie kto inny jak Erik, który
ni stąd, ni zowąd musiał się pojawić.
- Alex? -
spytał się nie pewnie.
- Tak? Czy
coś się stało? - zaczęłam pytać.
- Nie, nic
się nie stało tylko widzisz . . . Tracę powoli pewność czy nam
się uda odnaleźć Anę - powiedział to z bólem, prawdę mówiąc
ja też powili traciłam wiarę, że nasze życie będzie takie jak
dawniej.
- Czasem
też tak mam - szepnęłam cicho. Chłopak spojrzał mi w oczy.
Unikłam jego wzroku - Gdzie Lucy? - zapytałam.
- Pakuje
nasze rzeczy - odpowiedział - Ale na prawdę mogłaś ukraść
lepszy - naskarżył się.
- Następnym
razem popatrze jaki ty weźmiesz - Nagle coś zamiałczało, okej . .
. - Jaskier? - popatrzałam na futrzasty kłębek sierści. Do pokoju
weszła uradowana Lucy. Podniosła swojego pupila i zaczęła go nie
miłosiernie tulić.
- On mnie
kocha - westchnęła - wiedziałam, że mnie znajdziesz, mój ty mały
gburze - Jaskier zamiałczał i zaczął po swojemu nawijać.
- Jak on
się tu znalazł . . . ? - byłam zdziwiona tą sytuacją.
- Alex,
ćwoku jeden widzisz trzeba było słuchać na lekcji - powiedziała
zgryźliwie Lucy, westchnęła - Gdy kot cię wybierze zaczynasz
umieć go przywołać, w skrócie mówiąc.
-
Wzieliście wszystko? - zapytał Eryk.
- Tak -
odpowiedzieliśmy chórem.
Erik z Lucy
wsiedli już do samochodu. Ja jeszcze poszłam nam kupić coś do
jedzenia i picia na drogę. Gdy nagle mnie sparaliżował strach,
zobaczyłam czerwonookiego ze strzygami. Wstrzymałam oddech i szybko
pobiegłam do samochodu.
Erik
spojrzał na mnie zdziwiony.
- Dlaczego
nie kupiłaś nic? - zapytał.
- Strzygi
są w budynku - odparłam. Dyszałam, nie chciałam, aby wczorajsza
sytuacja nam się przydarzyła. Wsiadłam do samochodu - jedź.
- Cholerne
strzygi jak na złość musiały się teraz pojawić - westchnął -
Burczy mi w brzuszku.
- Jak z
małym dzieckiem - z mojej torby wyjęłam żelki - masz, a teraz
jedź.
Wyjechaliśmy
z motelu. Przecież minęło parę godzin od ostatniego spotkania z
nimi, a oni bez problemu nas znaleźli.
Siedziałam
na tylnym siedzeniu. Policzki miałam przytulone do szyby. Patrzyłam
na las, który w nieskończoności nas otaczał, zaczęłam liczyć
drzewa, aż w końcu zasnęłam . . .
Super, czekam na NN... Mam nadzieje, że ją znajdą.
OdpowiedzUsuńZapraszam na www.magical-loved.blogspot.com i www.i-love-you-wolf.blogspot.com
Zapraszam na nn :)http://byc-soba-to-trudna-rzecz.blogspot.com i wybacz , ale jeszcze nie nadrobiłam tej opowieści , jeszcze nie czytałam ,ale przeczytam. Obiecuję.. !! Zapraszam do mnie
OdpowiedzUsuńAa super ! ;D
OdpowiedzUsuńCo prawda nie wiem o co chodzi .. Ale podoba mi się *.* :D
~Oemdżi
Zapraszam na nn :) http://byc-soba-to-trudna-rzecz.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńŚwietne, dopiero teraz znalazłam Twojego bloga i jest meeega ! bardzo mnie wciagnal i czekam na NN
OdpowiedzUsuńSzablon tez <3
zapraszam na]
www.equinox-my-renesmee-story.blogspot.com